Jak przygotować się do wyprzedaży, żeby nie żałować wydanych
pieniędzy? Najlepiej opracować plan. Wiadomo, że tłumy w butikach stacjonarnych
albo mocno zaakcentowane wysokości obniżek w sklepach internetowych, mogą
sprawić, że damy ponieść się emocjom. Jak temu zapobiec? Przygotować z
wyprzedzeniem listę zakupów. Podczas jej układania warto skupić się nie tyle na
sezonowych trendach, co na rzeczach, które posłużą nam przez wiele sezonów. W
tej roli oczywiście nie muszą występować tylko basici. Ponadczasowe mogą być
nie tylko jeansy, beżowy trencz lub biały T-shirt. Każda rzecz, która pasuje do
twojego stylu taka będzie, nawet jeżeli daleko jej do klasyki. Jeżeli od razu
założymy, co chcemy kupić podczas sezonowych obniżek, to mamy z głowy tylko
połowę problemu. Druga kwestia jest jeszcze ważniejsza. Musimy ściśle trzymać
się tego, co znalazło się na naszej liście. Inaczej nici z sukcesu. A jak to
wyglądało w moim przypadku?
Od początku tego roku nie kupiłam sobie żadnego ubrania.
Mimo to przez cały sezon oglądałam nowości i czasami dorzucałam jakiś link do
zakładek. Wszystko z myślą o wyprzedażach. Jakiś czas temu przejrzałam zapisane
strony. Okazało się, że wiele z tych rzeczy już nie robi na mnie takiego
wrażenia, jak w momencie, kiedy widziałam je po raz pierwszy. Dzięki temu sporo
z zapisanych linków od razu usnęłam z listy. Ku mojej ogromnej radości zniknęły
wszystkie prowadzące do sklepu Zara. Oznacza to, że są to pierwsze wyprzedaże
od wielu lat, kiedy nic nie kupiłam w tym sklepie. Innym powodem do radości był
fakt, że po prostu część z wybranych przeze mnie ubrań, zdążyła się już
wyprzedać. Co zabawne dotyczyło to najdroższych rzeczy z listy. Po podsumowaniu
zostało mi sześć linków. Wszystkie z nich prowadziły do jednej sieciówki –
Mango. Pomimo, że jeszcze kilka sezonów wstecz praktycznie wcale nie zaglądałam
do tego sklepu, teraz okazuje się, że ich propozycje znacznie wyprzedziły
niegdyś ulubioną Zarę.
Na liście zakupów przygotowanej na wyprzedaż kolekcji
wiosna-lato 2019, znalazł się między innymi komplet w bladozielonym kolorze.
Golf bez rękawów i dość nietypowy jak dla mnie dół. Kolarki, biker shorts, bermudy
rowerowe, a może po prostu krótkie legginsy, bo takie spodenki można znaleźć w
sklepach pod przeróżnymi nazwami. O ile co do bluzki nie miałam konkretnych
planów, bo wiedziałam, że będzie pasować do wielu stylizacji, tak spodenki
miały spełniać tylko jedno zadanie – służyć jako wygodna opcja na spacery z
psem. Jednak, kiedy wreszcie je przymierzyłam, okazało się, że wcale nie
wyglądają tak źle, jak się spodziewałam. Dzięki temu zyskałam ciekawą opcję na
co dzień. Aż ciężko uwierzyć, że jeszcze rok temu, kiedy stały się popularne, w
ogóle nie dopuszczałam myśli, że mogłabym je założyć. Jednak, o tym więcej w
jednym z kolejnych wpisów, bo bladozielone kolarki nie są jedynymi, które
trafiły do mojej szafy, więc będzie jeszcze okazja, żeby skupić się konkretnie
na tym trendzie i jego ewolucji, nie tylko na wybiegach, ale również w mojej
głowie.
Top – Mango
Kolarki – Mango
Sweter – Free People
Opaska –
Asos Design
Buty – Fila
Torebka – Ania Kuczyńska
Co jak co ale kolor jest świetny :)
OdpowiedzUsuńŚwietne stylizacje. Ciekawie prowadzony blog. Idealnym dopełnieniem każdej stylizacji jest piękna biżuteria.
OdpowiedzUsuń