Od początku prowadzenia tego bloga, jedna rzecz bez
wątpienia pozostała bez zmian – cały czas uwielbiam toporne buty. Mimo tego, że
ta kwestia pozostaje bezsporna, to do mojej kolekcji trafiają zgoła inne modele
niż przed laty. Wszystko dlatego, że wybierając nową parę, kieruję się przede
wszystkim wygodą. W praktyce oznacza to głównie rezygnację z obcasów.
Nie pamiętam, kiedy ostatnio w mojej szafie pojawiły się szpilki. Oczywiście na
półkach dalej stoi kilka ulubionych modeli, np. Jeffrey Campbell Lita, ale mam
je wciąż głównie z sentymentu. W razie nagłej potrzeby wiem, że mnie nie
zawiodą i nawet bez wprawy, będę mogła w nich spędzić kilka godzin bez
uszczerbku na zdrowiu psychicznym, ani fizycznym. Na tym wcale nie koniec
rewolucji, jaką w ostatnim czasie przeszła moja szafa.
Zmiany w podejściu do zakupów wcale nie były takie łatwe,
jakby się mogło wydawać. Ograniczenia jakie sobie nałożyłam początkowo mnie
przerastały, ale od jakiegoś czasu idzie mi całkiem nieźle. Po części dlatego,
że przerzuciłam moją uwagę na trochę inny rodzaj shoppingu, to znaczy po
pierwsze w końcu trochę urządziłam mieszkanie, a po drugie zaczęłam przykładać
większą wagę do tego, co wkładam do garnka, ale też dlatego, że zaczęłam o tym
wszystkim zupełnie inaczej myśleć. Kiedyś kupowałam głównie ubrania i dodatki,
które mi się podobały. Przykładałam większą uwagę do trendów na dany sezon i
bardziej bawiłam się modą, niż traktowałam ją jako użytkową sferę życia. Teraz
jest zupełnie inaczej. Przełomowe były ostatnie wyprzedaże. Nie
odwiedzałam Zary, Mango i innych sieciówek. Kupiłam tylko kilka rzeczy, które
dodałam do zakładek na początku sezonu z myślą, że jak dotrwają do obniżek to
super, a jak nie to trudno. Nie było polowania, przekopywania stosów szmat,
odświeżania zapisanych linków, ani szukania rzeczy na aukcjach i świat się wcale nie zawalił. Teraz nie wyobrażam sobie już, żeby miało być znów jak kiedyś.
Za chwilę maj, a ja w tym roku nie kupiłam jeszcze żadnego
ubrania. Raz zdarzyło mi się zamówić sukienkę, ale jej długość z łatwością
pokonała mój wzrost, więc po zwycięstwie musiała się udać w drogę powrotną do
sklepu. Oczywiście nie wyleczyłam się całkowicie z kupowania, więc w mojej
szafie pojawiło się kilka nowych dodatków, w tym kolejne toporne buty. Tym
razem wybór padł na model „Franka” z kolekcji AllSaints. Ciężkie, czarne
workery ze srebrnymi ozdobami, to buty dość podobne do modelu „Avenger” z
Topshopu, które już mam w swojej kolekcji, ale mimo to nie zrezygnowałam z
zakupu. Zazwyczaj noszę je właśnie w taki sposób, jak na załączonych zdjęciach,
to znaczy w połączeniu z delikatnymi sukienkami. Taki duet chyba nigdy mi się
nie znudzi.
Sukienka – Free People
Buty – AllSaints
Kapelusz – H&M Studio ss15
Torebka – Zara
Naszyjnik - Katie Mullaly
Pasek – second hand
świetna stylizacja idealna na wiosnę. Ładne zdjęcia. Bardzo pasowałaby tutaj również i biżuteria.
OdpowiedzUsuń